Co z polską energetyką po wyborach?

Opublikowany: Szacowany czas czytania: 11 minut
energetyka po wyborach

Eksperckim okiem

Anna Pawłowska-Kawa, Specjalistka z branży ekologicznych urządzeń grzewczych

Kurz powyborczy już nieco opadł i wiele wskazuje na to, że to członkowie dotychczasowej opozycji uformują nową Radę Ministrów. Wszyscy zastanawiają się jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość po tym nowym politycznym rozdaniu, jak rząd poradzi sobie z budżetem na rok 2024, czy dogadają się w kwestiach światopoglądowych, czy nie będzie kłótni przy przydzielaniu ministerstw? Te pytania można mnożyć. Nas jednak przede wszystkim interesuje jak będzie wyglądać powyborcza rzeczywistość w kontekście energetyki.

Nieuchronnie weszliśmy w okres sezonu grzewczego i tym samym zwiększonego zapotrzebowania na energię, a ta w Polsce tym momencie jest jedną z najdroższych w Unii Europejskiej. Jest u nas drożej niż m.in. w Danii, Niemczech, Holandii, Belgii czy Francji. W tym zestawieniu krajów referencyjnych wyprzedza nas jedynie Litwa, która boryka się ze sporymi problemami z NordBalt, którym przesyła im prąd Szwecja, co skutkuje tym, że zmuszeni są kupować drogą energię między innymi od nas. Produkcja energii z fotowoltaiki w ujęciu miesięcznym spadła aż o 52%, co spowodowane jest wyjątkowo słonecznym wrześniem, kiedy to padły rekordy produkcji energii z paneli PV. Z drugiej zaś strony październik nieoczekiwanie przyniósł Polsce duży wzrost produkcji energii wiatrowej. W porównaniu do września wzrost ten wyniósł około 120% i tym samym po raz pierwszy produkcja energii z wiatru (2520 GWh/msc) zbliżyła się do poziomu produkcji energii w elektrowniach zasilanym węglem brunatnym (2563 GWh/msc).

źródło: IEO

Przed nowym rządem stoi duże wyzwanie, z obawą przed wysokimi cenami energii elektrycznej oraz sprostaniu ambitnym celom polityki klimatycznej UE na czele. Mówiąc w dużym uproszczeniu cała opozycja jest proekologiczna i protransformacyjna, ale oczywistym jest, że pomiędzy poszczególnymi frakcjami występują różnice w poglądach i wizji polskiej energetyki w przyszłości.

Energetyka po wyborach – co z elektrowniami atomowymi?

Jako pierwszy na tapet dajmy atom. Sztandarowy projekt energetyczny PiS, czyli budowa polskich elektrowni jądrowych posuwa się dość wolno. Nadal nie podano lokalizacji dla trzeciej polskiej elektrowni atomowej, ani nie wiadomo kto ją dla nas wybuduje. Koalicja Obywatelska, PSL, Polska 2050 i Lewica deklarują poparcie dla polskiego programu jądrowego.

Pewnym jest, że ta energia jest nam potrzebna, a w zasadzie niezbędna aby w miarę łagodnie móc odchodzić od węgla. W KO jest jednak ugrupowanie, które od lat jest nieprzychylnie nastawione do inwestycji w tę technologię na terenie Polski, mowa oczywiście o Partii Zielonych. Uważają oni, że energetyka jądrowa nie jest niezbędna dla transformacji energetycznej, a jej koszty są na tę chwilę niewspółmierne do efektywności. Moduły SMR określają jako niepewne i niedostatecznie przetestowane. Przemysław Słowik, współprzewodniczący partii postuluje, że: “Potrzebujemy rozpocząć transformację energetyczną tu i teraz inwestując w energię z wiatru, słońca i biogazu”.

Zieloni zdają się jednak zapominać o podstawowej cesze energii słonecznej i wiatrowej – mianowicie jej pogodozależności. Oczywiście będzie ona dużym składnikiem naszych zasobów energii, ale nie zapewni nam bezpieczeństwa energetycznego, które to ostatnimi czasy odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Bezpieczeństwo energetyczne to bowiem  gwarancja dostaw energii z zachowaniem odporności systemu energetycznego na wyjątkowe i nieprzewidywalne zdarzenia.

Mimo najszczerszych chęci, oparcie się tylko i wyłącznie na energii wiatrowej, słonecznej i biogazie tego bezpieczeństwa nam nie zapewni. Od tego jest właśnie energia atomowa, która jest stabilna. Pozostałe partie opozycyjne doskonale zdają sobie z tego sprawę i raczej nie pozwolą aby ta kwestia ich wewnętrznie poróżniła. Na początku listopada w Poznaniu odbyła się rada krajowa Partii Zielonych, gdzie padły jasne deklaracje ze strony ugrupowania, mające na celu uspokoić opinię publiczną.

“Na szczęście mamy dzisiaj wiele technologii alternatywnych. Mamy modele energetyczne dla Polski, które mówią, że jesteśmy sobie w stanie poradzić bez energii jądrowej. Ale – chcę to bardzo jasno podkreślić – wszystkie zobowiązania, które zostały poczynione przez obecny rząd, zobowiązania międzynarodowe, będą utrzymane i to podkreślam jako posłanka Zielonych – oświadczyła Urszula Zielińska – współprzewodnicząca partii.
Dodała też, że niezbędny jest plan finansowania energetyki jądrowej w Polsce, którego to dotychczasowy rząd nie przygotował oraz dokładne zrewidowanie umów z Amerykanami. Nie spodobało to się premierowi, który natychmiast odbił piłeczkę: “„My oczywiście realizujemy te wielkie projekty atomowe, bo od nich zależy bezpieczeństwo energetyczne Polski – podkreślił premier. „Niestety, ta pani kandydatka z Platformy Obywatelskiej już dzisiaj chce rewidować tę umowę” – zaznaczył później. Mimo tych utarczek zarówno na linii rząd – “jeszcze” opozycja jak i wewnętrznych różnic poglądów w samej KO podtrzymanie programów energetyki jądrowej jest pewne. Nie mamy alternatywy dla atomu, rośnie poparcie społeczne dla tych inwestycji, więc odejście lub dodatkowe spowolnienie tego kierunku rozwoju byłoby nieracjonalne.

Powrót do net-metering?

Sporo kontrowersji wywołała jedna z obietnic Koalicji Obywatelskiej zawarta w “100 konkretach na pierwsze 100 dni rządów”. KO zapowiedziała, że „przywróci” korzystne zasady rozliczeń dla prosumentów. Dokładnie brzmi to tak: “Przywrócimy korzystne zasady rozliczania produkowanej energii dla prosumentów – niższe rachunki za prąd dla inwestujących w fotowoltaikę.” Czy można rozumieć to dosłownie jako powrót do systemu net-metering? Zdecydowanie nie. A wielu prosumentów zrozumiało to właśnie w ten sposób. Ten powrót nie do końca jest możliwy.

Zmiany rozliczania energii dla prosumentów wynikają bowiem z regulacji unijnych, których nie można odrzucić całościowo. Koalicja Obywatelska zaczęła więc precyzować tę kwestię:  “Nie chcemy odejścia od net billingu, nie ma mowy o powrocie do net-meteringu” – wyjaśnia wątpliwości Grzegorz Onichimowski, były prezes Towarowej Giełdy Energii, obecnie ekspert ds. energetyki Koalicji Obywatelskiej. Prawdopodobnie powstanie więc ustawa minimalizująca negatywne skutki nowego systemu. Jednym z głównych założeń rozwiązań proponowanych przez KO jest wprowadzenie minimalnej ceny odkupu energii, takiej aby okres zwrotu inwestycji był nie dłuższy niż 7 lat (przy najniższych cenach prądu).

Wiatraki bliżej nas?

PiS dało się poznać jako ugrupowanie “antywiatrakowe”. Już na początku rządów w 2016 r. uchwalili oni ustawę zabraniającą stawiania urządzeń w odległości 10-ciokrotności wysokości wiatraka od zabudowań. W efekcie ustawa „10h” zablokowała ponad 99% powierzchni Polski z nowych inwestycji wiatrowych. Co istotne, odblokowanie potencjału energii wiatrowej jest jednym z kamieni milowych, bez tego nie otrzymamy pieniędzy z KPO. Wprawdzie PiS wiosną  2023 r. znowelizował tę ustawę, jednak nie przekłada się to na znaczące zwiększenie możliwości nowych inwestycji.

Po nowelizacji ustawy wiatrakowej turbiny wiatrowe mogą być wznoszone tylko na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, zachowując minimalną odległość od budynków mieszkalnych wynoszącą 700 metrów. Określenie dokładnej odległości od zabudowy będzie następuje na podstawie wyników przeprowadzonej strategicznej oceny oddziaływania na środowisko SOOŚ, wykonywanej w ramach miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Nowy rząd na pewno zajmie się tym tematem bardzo szybko. Najbardziej prawdopodobnym jest, że zamiast kryteriów odległościowych obowiązywać będą kryteria akustyczne. Najnowsze turbiny wiatrowe, mimo dużej generowanej mocy pracują bowiem zdecydowanie ciszej niż ich starsze wersje. Dokładne pomiary akustyczne mogą okazać się zdecydowanie bardziej precyzyjne w doborze lokalizacji farm niż sztywne trzymanie się z góry ustaloną odległością np. 500 m.

NABE idzie do kosza

Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego zapowiadana od wiosny 2021 r. miała być gwarantem bezpieczeństwa energetycznego przy jednoczesnym odchodzeniu od węgla. Miała doprowadzić do wydzielenia aktywów węglowych z grup energetycznych i tym samym pomóc im w skupieniu się na OZE. Ustawa jednak została zawetowana przez senat, a fakt że Marszałek Elżbieta Witek nie zdecydowała się na zwołanie ostatniego posiedzenia sejmu sprawiło, że na ten i kilka innych projektów PiS nałożyła się dyskontynuacja.

Zgodnie z zasadą dyskontynuacji, jeżeli sejm mijającej kadencji nie domknie wszystkich rozpoczętych spraw  (niezależnie od stopnia ich zaawansowania) przed posiedzeniem nowego parlamentu, to najprościej ujmując – kwestie te przepadają. O ile partie obecnej opozycji przyznają rację co do zasadności wydzielenia elektrowni węglowych ze spółek energetycznych, to samo powołanie NABE, w zakładanej przez prawicę formie budziło w nich sprzeciw, ze względu na duże ryzyko monopolizacji rynku i braku akceptacji ze strony Komisji Europejskiej. Nowy rząd będzie więc musiał opracować własny sposób na zwiększenie potencjału OZE.

Czy nowy (lub stary) rząd uchroni nas przed podwyżkami cen prądu?

Prognozy ekspertów nie pozostawiają złudzeń i mówią, że odejście od mrożenia cen energii może spowodować skokowy wzrost rachunków za prąd w 2024 r. Szacunki mówią o nawet 70% podwyżkach cen energii elektrycznej. W umowie koalicyjnej partie zobowiązały się do „zapewnienia niskich cen energii gospodarstwom domowym i firmom w oparciu o mechanizmy zdrowej konkurencji oraz jasne zasady działania rynku”. Co to dokładnie oznacza? Koalicjanci mający aspiracje do tworzenia rządu od dłuższego czasu deklarują, że utrzymają mechanizmy niezbędne do mrożenia cen na poziomie zbliżonym do dotychczasowego. Ceny prądu zamrożone mają być na 6 miesięcy, a w przypadku gazu koalicjanci widzą szansę na na zamrożenie jego cen na cały 2024 r., następnie stopniowo mamy wracać do cen taryfowych.

Nieoczekiwanie, w sprawie cen energii wypowiedział się były minister aktywów państwowych: „Nie możemy pozwolić, by gospodarstwa domowe po nowym roku nie były chronione przed wysokimi cenami energii elektrycznej. W związku z tym rząd planuje złożyć projekt ustawy przedłużającej Tarczę Solidarnościową w jej obecnym kształcie na kolejny rok” – zadeklarował w oficjalnym komunikacie 7 listopada. Ta deklaracja wyklucza się ze stanowiskiem resortu klimatu i środowiska, który to jeszcze kilkanaście dni temu informował, że decyzje dotyczące ewentualnego zamrożenia cen energii na 2024 r. pozostawi nowemu rządowi.

Mamy więc zapowiedź utrzymania niskich energii i gazu zarówno ze strony obecnego rządu jak i koalicji (jeszcze) opozycyjnej. Mimo, że w tej kwestii co do zasady się zgadzają to mają różne pomysły na realizację, a przede wszystkim finansowanie tego przedsięwzięcia. Zgodnie z obecnymi przepisami w 2023 r. ceny energii dla gospodarstw domowych zostały zamrożone na poziomie z 2022 roku (do określonego limitu zużycia), a dla małych i średnich firm, samorządów i odbiorców wrażliwych wyznaczono cenę maksymalną, na poziomie 785 zł/MWh (od 1 października 2023 – 693 zł/MWh). Zamrożenie cen było finansowane przez spółki energetyczne zajmujące się produkcją i sprzedażą energii oraz budżet państwa. To pierwsze źródło finansowania czyli tzw. opłaty od nadmiarowych zysków spółek budzi największy opór opozycji oraz branży energetycznej. Grzegorz Onichimowski, wskazuje że finansowanie mrożenia cen w nowym rządzie będzie pochodzić z budżetu, a system rekompensat oparty o tzw. opłaty od nadmiarowych zysków powinien wygasnąć z końcem tego roku. „Nie chcemy już mrozić cen hurtowych, a tylko wpłynąć na wybrane wrażliwe grupy odbiorców. Dlatego systemu opłat i rekompensat, tak jak to teraz działa nie przewidujemy. Mamy kilka wariantów, ile mrożenie cen energii może kosztować. To od kilku – do kilkunastu mld zł” – postuluje Onichimowski.

Czas pokaże jak potoczą się losy polskiej energetyki po wyborach

W samej umowie koalicyjnej znaleźć możemy właściwie same ogólniki, jak walka z ubóstwem energetycznym czy gwarancja sprawiedliwości w transformacji energetycznej. Z konkretów znaleźć w niej można deklarację przeznaczenia całości wpływów z systemu handlu emisjami ETS na inwestycje w transformację energetyczną oraz wprowadzenie zakazu spalania w elektrowniach drewna pozyskiwanego z polskich lasów.

Z drugiej zaś strony trzeba pamiętać, że ta umowa jest jedynie deklaracją chęci (i możliwości) stworzenia nowego rządu i trudno oczekiwać od niej gotowego planu działania dla wszystkich aspektów interesujących opinię publiczną.


Anna Pawłowska-Kawa

Absolwentka Politechniki Świętokrzyskiej kierunków Zarządzanie i Inżyniera Produkcji oraz Mechanika i Budowa Maszyn. Specjalistka z branży ekologicznych urządzeń grzewczych. Zwolenniczka systemowego i zrównoważonego podejścia do zagadnienia transformacji energetycznej.

Powiązane artykuły

energetyka wiatrowa

Sektor wiatrowy ma pomysł na repolonizację

W Świnoujściu, podczas Europejskiego Forum Nowych Idei (EFNI), premier Donald Tusk symbolicznie „położył biało-czerwoną flagę na polskiej gospodarce”. To nie tylko gest polityczny, ale deklaracja końca „naiwnej globalizacji” i początek nowego rozdziału – odbudowy narodowego przemysłu. Ważnym elementem tej strategii…

Opublikowany: Szacowany czas czytania: 3 minuty
list pompy ciepła

Polska branża pomp ciepła apeluje o repolonizację technologii i nową politykę przemysłową. Galmet pisze do Premiera Tuska

Po deklaracji Premiera Donalda Tuska o konieczności repolonizacji kluczowych sektorów gospodarki, pojawił się pierwszy wyraźny głos poparcia ze strony polskiego przemysłu. Prezes firmy Galmet – największego polskiego producenta pomp ciepła i zasobników ciepłej wody – wystosował list otwarty do szefa…

Opublikowany: Szacowany czas czytania: 3 minuty