Co nas czeka w nadchodzącym sezonie grzewczym?

Opublikowany: Szacowany czas czytania: 12 minut
sezon grzewczy

Eksperckim okiem

Anna Pawłowska-Kawa, Specjalistka z branży ekologicznych urządzeń grzewczych

Tegoroczny wrzesień był najcieplejszym od ponad 100 lat, czyli w całej historii prowadzenia pomiarów w Polsce. Ku zadowoleniu wielu, niemal przez cały miesiąc utrzymywały się wysokie temperatury i świeciło słońce. Ekolodzy biją jednak na alarm, że nie ma z czego się cieszyć, bo wzrost temperatury o 3,6°C względem średniej dla tego okresu, to jasny sygnał od ocieplającego się klimatu. Niezależnie od punktu widzenia pewne jest to, że sezon grzewczy (przynajmniej oficjalnie) zbliża się wielkimi krokami, nawet jeśli wskazania termometrów mówią inaczej. Czy grozi nam scenariusz z zeszłego roku?

Z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, że zeszłoroczny sezon grzewczy był jednym z najtrudniejszych, o ile nie najtrudniejszym w historii współczesnej Polski. Rosyjska agresja na Ukrainę spowodowała, że rynek paliw kopalnych zatrząsł się w posadach. Mimo, że jesteśmy jednym z największych producentów pelletu w Europie, to Polacy dotychczas kupowali głównie ten importowany z Ukrainy i Białorusi. Naszego węgla – po wprowadzeniu embargo na ten rosyjski – okazało się, że mamy za mało. Prawdą jest też, że Polacy, napędzani niepokojami społecznymi, w obawie przed brakiem surowców wykupywali większe ilości niż wynosiły ich faktyczne potrzeby. Popyt zaczął spadać dopiero po osiągnięciu cen maksymalnych w grudniu 2022 r. O cenach poniżej 1000 zł za tonę węgla czy pelletu, do jakich byliśmy przyzwyczajeni można było jednak zapomnieć. W kulminacyjnym momencie cena pelletu wynosiła nawet 3000 zł/t, a eko-groszku 4000 zł/t.

Z ubiegłorocznego kryzysu energetycznego udało się Polsce wyjść obronną ręką. W dużej mierze dlatego, że zima należała do wyjątkowo łagodnych. Mimo to, pewnie do tej pory niejednemu włos jeży się na głowie na wspomnienie cen pelletu, czy węgla, którego to zakup w sklepie internetowym Polskiej Grupy Górniczej był nie lada wyzwaniem. We wtorki i czwartki od godziny 16.00 cała Polska próbowała kupić węgiel. Większości ukazywał się komunikat: „Przepraszamy, spróbuj ponownie później!”, który sprowadzał na skraj załamania nerwowego. Wielogodzinne koczowanie pod składami opału, próby obejścia systemu wiecznie przeciążonego sklepu PGG, oferty od „hakerów” obiecujących pewny zakup za jedyne 1000 zł. Wreszcie wyłudzenia i oszustwa, do których dochodziło przy próbach zakupu opału od prywatnych sprzedawców, kiedy to tona wymarzonego czarnego złota okazywała się …toną kamieni.

W tym roku ceny wydają się być bardziej stabilne, nie oznacza to jednak, że są niskie. Tona certyfikowanego pelletu kosztuje w granicach 1500-2000 zł/t. Spowodowane to jest utrzymującą się wojną w Ukrainie, wyższą ceną prądu, eksportem drewna i polityką sprzedażową Lasów Państwowych, czy też wzrostem cen materiałów opakowaniowych. Eko-groszek, czyli najchętniej kupowany rodzaj węgla, kosztuje obecnie od 1500 zł do 1800 zł. Węgiel grubszego sortymentu, np. orzech można kupić za pk. 1200 zł/t.

W tym sezonie grzewczym węgla ma nam nie zabraknąć

Tak mówi Minister Klimatu, Anna Moskwa. Pytanie, czy na pewno chcemy takim węglem palić w naszych domach? Polska energetyka posiada obecnie duże zapasy węgla, szczególnie miałów przeznaczonych dla elektrowni i elektrociepłowni. Tego surowca mamy wręcz za dużo. Na tyle dużo, że zaczyna on się także piętrzyć przy kopalniach, ze względu na spadek popytu. Ministerstwo Klimatu i Środowiska podało, że na dzień 1 sierpnia br. zapasy węgla dla krajowej energetyki wyniosły 7,5 mln ton. W ubiegłym roku było to jedynie 4,26 mln ton. Polacy poczynili też spore zapasy dla swoich przydomowych kotłowni, wzrosła też produkcja energii z OZE, co pozwala sądzić, że o jego ilość naprawdę możemy być spokojni.

Gorzej z jakością. Węgiel dla gospodarstw domowych nadal pozostanie bowiem bez norm jakościowych. Z końcem października 2022 r. rządowe rozporządzenie zniosło normy wymaganej jakości dla paliw stałych, w tym węgla. Miało ono obowiązywać jedynie 2 miesiące. Kiedy okazało się, że lepszego opału nadal brakuje, Sejm zdecydował o możliwości utrzymania zniesienia norm jakościowych do nawet maksymalnie 2 lat. Tym samym węgiel, który niewiele wcześniej nie miałby prawa pojawić się na naszym rynku, zaczął masowo napływać do kraju z Australii, Indonezji czy Kolumbii. I to prawdopodobnie w dużej mierze o tym węglu mówi teraz Minister Anna Moskwa.

Podpisała ona bowiem – po raz kolejny – rozporządzenie o przedłużeniu zawieszenia stosowania norm jakościowych dla paliw stałych. „Ze względu na zaistniałą sytuację makroekonomiczną oraz występujące dynamiczne zmiany otoczenia społeczno-gospodarczego z punktu widzenia polskiego społeczeństwa oraz przedsiębiorców, w tym wciąż wysoki stopień uzależnienia gospodarstw domowych od wykorzystywania węgla do celów grzewczych zasadnym wydaje się wprowadzenie w okresie od dnia 1 sierpnia do dnia 31 grudnia 2023 r. odstąpienia od stosowania wymagań jakościowych dla paliw stałych” – ogłosiło Ministerstwo.

Swoją decyzję argumentują faktem, że na gminnych składowiskach wciąż zalegają ponad 64 tys. ton węgla zakupionego od spółek Skarbu Państwa. Nie bez znaczenia w podjęciu tej decyzji była sytuacja kopalni LW Bogdanka, której to węgiel ze względu na wysoką zawartość siarki jest na granicy norm dopuszczalności. Resort tłumaczy się, że kopalni LW Bogdanka zawdzięczamy wiele w kontekście zeszłorocznego zabezpieczania potrzeb węglowych Polaków. Będąc jedyną kopalnią na wschodniej ścianie Polski zaopatrywali oni wiele gmin w tym rejonie. Gdybyśmy teraz wrócili do stosowania się do wymogów jakościowych, prawdopodobnie nie byliby w stanie sprzedawać wydobywanego u siebie węgla.

Takie działania zdają się jednak kłócić między innymi z uchwałami antysmogowymi, które z końcem roku wprowadzają zakaz eksploatacji „kopciuchów” w kolejnych województwach (zachodniopomorskim, pomorskim, wielkopolskim, kujawsko-pomorskim, dolnośląskim oraz lubelskim). Warszawa idzie o krok dalej i wprowadza zakaz palenia węglem i to już 1 października, czyli w dniu oficjalnego rozpoczęcia sezonu grzewczego. Tym samym dołączy do Wrocławia, Krakowa i dolnośląskich miast uzdrowiskowych. Od 2024 r. taki zakaz pojawi się też w Sopocie. Wyjątek stanowić będą instalacje spełniające wymogi tzw. ekoprojektu, których eksploatacja rozpoczęła się przed 1 czerwca 2022 r. oraz instalacje spełniające wymagania określone dla klasy 5, których eksploatacja rozpoczęła się przed 10 listopada 2017 r. Właściciele mają możliwość palenia w nich węglem do końca ich żywotności. Te same przepisy zaczną obowiązywać również w powiatach podwarszawskich od roku 2028.

Co oznacza dla nas węgiel bez norm jakościowych?

Węgiel brunatny powrócił do łask, gdy zostały zawieszone normy dla paliw i gdy węgla kamiennego mieliśmy jak na lekarstwo. Na próżno jednak szukać jakichkolwiek jego zalet, oczywiście poza stosunkowo niską ceną. Nie bez przyczyny wpisany został on na listę „paliw zakazanych” tuż obok mułu i flotu węglowego (nie dotyczyło to przeznaczenia przemysłowego). Surowiec ten jest niczym innym, jak skałą będącą fazą przejściową między torfem a energetycznym węglem kamiennym. Charakteryzuje się wysoką wilgotnością, bezpośrednio po wydobyciu może zawierać nawet 40-50% wody. Łatwo również chłonie wilgoć jeśli jest nieodpowiednio zabezpieczony.

Jego wartość opałowa jest niska, od około 6 MJ/kg do 20 MJ/kg. Węgiel kamienny z kolei jest w stanie zyskać kaloryczność na poziomie 30 MJ/kg. Jednak to nie wilgotność węgla brunatnego ani jego kaloryczność są największym problemem. Jest nim jego destrukcyjny wpływ na środowisko. Podczas procesu spalania emituje on niebotyczne ilości gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla i dwutlenku siarki. Ponadto ogromne ilości PM 2.5, PM 10, związków kadmu czy rtęci. Taki opał to też duże zagrożenie dla samego urządzenia grzewczego. Uszkadza on wymienniki, podajniki i podzespoły kotłów, a w kominie tworzy niebezpieczną sadzę, co skutkuje ryzykiem zagrożenia pożarowego.

Zwrot ku węglowi brunatnemu również u zachodnich sąsiadów

Dość niespodziewanie niemiecki koncern energetyczny RWE zadecydował o zlikwidowaniu farmy wiatrowej w zachodniej Nadrenii Północnej-Westfalii na rzecz kopalni węgla brunatnego. Ta decyzja wydaje się być sprzeczną z tak szeroko propagowaną polityką proekologiczną Niemiec. Budzi ona duże kontrowersje. Farmy wiatrowe miały bowiem być fundamentem ich transformacji energetycznej.

RWE argumentuje decyzję o rozbudowie kopalni Garzweiler utrzymującym się kryzysem energetycznym spowodowanym trwającą wciąż wojną w Ukrainie. Priorytetem w tym momencie ma być bezpieczeństwo energetyczne Niemców, a nie walka z postępującymi zmianami klimatu. Czy ta jednak powinna czekać?  

Takim powietrzem oddycha Europa

Brytyjski dziennik “The Guardian” końcem września opublikował wyniki badań jakości powietrza w Europie, przeprowadzonych przez badaczy z Uniwersytetu w Utrechcie (Holandia) oraz Instytutu ds. Tropikalnych i Zdrowia Publicznego (Szwajcaria). Powiedzieć, że jest źle to tak jakby nie powiedzieć nic. Z raportu jasno wynika, że jedynie 2% Europejczyków oddycha powietrzem o parametrach akceptowalnych zgodnie z wytycznymi WHO. Najgorsza sytuacja jest w Macedonii Północnej, gdzie nawet 2/3 mieszkańców narażonych jest na skutki czterokrotnie przekroczonych norm dla stężenia pyłu zawieszonego PM 2.5. W samej stolicy zaś, normy są przekroczone nawet sześciokrotnie.

zanieczyszczenie powietrza
źródło: The Guardian

Spoglądając na mapę, próżno szukać na tle Polski miejsc z powietrzem dobrej jakości. Razem z Serbią, Albanią, Rumunią, Słowacją, Węgrami i wspomnianą już Macedonią Północną należymy do grupy krajów z minimum dwukrotnie przekroczonymi normami zanieczyszczenia powietrza. Wyniki te, opublikowane tuż przed sezonem grzewczym nie napawają optymizmem. Dane dotyczą wprawdzie roku 2019 i w niektórych krajach poziom zanieczyszczeń mógł się nieco zmienić na skutek lokalnych działań. Mając jednak na uwadze zniesienie norm jakościowych dla paliw stałych, u nas ta zmiana raczej nie zadziała się na plus.

Sezon grzewczy – co z energią elektryczną?

Na rok 2023 zamrożono stawki cen prądu na poziomie taryf z roku 2022. Przewidziano 3 progi zużycia (podniesione w lipcu br.):

●        do 3000 kWh/rok dla wszystkich gospodarstw domowych,               

●        do 3600 kWh/rok dla gospodarstw domowych z osobami niepełnosprawnymi,            

●        do 4000 kWh/rok dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny oraz rolników.           

Dla gospodarstw, którym udało zmieścić się w tych limitach, dostawcy energii będą musieli obniżyć rachunki o 12% wstecznie, od początku 2023 r. W praktyce oznacza to, że uzyskają oni obniżkę w kwocie ok. 125 zł. Po przekroczeniu tych limitów maksymalna obowiązująca stawka wynosi 0,693 zł za 1 kWh. Dla gospodarstw domowych ogrzewających energią elektryczną (pompą ciepła lub kotłem elektrycznym) przewidziano w zeszłym sezonie grzewczym dodatek w kwocie do 1500 zł, jednak tylko jeśli nie posiadają oni instalacji fotowoltaicznej. Szczególnie ta grupa konsumentów z niepokojem patrzy na prognozy cen energii elektrycznej na 2024 rok. To, że rezygnacja z systemu mrożenia stawek i tarcz solidarnościowych spowoduje wzrost cen prądu jest oczywiste.

Forum Energii szacuje jednak, że ten wzrost może wynieść nawet 70% w odniesieniu do ceny obecnej i wynieść ok. 1,57 za 1 kWh energii. Na te prognozy zareagował Minister Aktywów Państwowych Jacek Sasin. „Nie dopuścimy do tego, żeby cena energii w Polsce dla gospodarstw domowych była zaporowa, czyli żeby było tak, że energia stanie się dobrem luksusowym”- zadeklarował na antenie Radia Plus 21 września.

W oczekiwaniu na NABE

O Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego po raz pierwszy usłyszeliśmy pod koniec maja 2021 r., a z początkiem marca 2022 r. Ministerstwo Aktywów Państwowych oficjalnie poinformowało o przyjęciu programu transformacji sektora elektroenergetycznego i wydzieleniu aktywów węglowych z grup energetycznych. Polskie elektrownie węglowe miały zostać zgrupowane w osobny podmiot, w którym 100% udziałów miał mieć Skarb Państwa. Zadaniem Agencji miało być wykupienie aktywów węglowych od Grupy Tauron, PGE, Enei oraz Energi, po ty by wzbudzić w nich ich możliwości inwestycyjne poprzez uwolnienie ich od majątku, przez który ze względu na rosnące ceny uprawnień do emisji CO2 stale tracą swoją rentowność.

NABE miała być gwarantem bezpieczeństwa energetycznego przy jednoczesnym powolnym odchodzeniu od węgla. Ta transformacja nie może być przeprowadzona gwałtownie. Nadal węgiel ma kluczowy ok. 70% wkład w polską energetykę. Ostatnia kopalnia węgla kamiennego, na mocy umowy społecznej rządu i górników ma zostać wyłączona w 2049 r. Jednak do 2040  r. ma całkowicie zmienić się układ sił wśród źródeł energii. To OZE i atom mają wtedy odpowiadać za ponad 70% produkcji energii. NABE ma również zabezpieczyć pracowników sektora węglowego, umożliwiając im dalszą pracę i możliwość spokojnego przygotowania się te na zmiany. Ustawa o NABE (razem z ustawą zakładającą 5% obniżkę ceny prądu) została jednak odrzucona przez Senat 7 września. W praktyce oznacza to, że utknie ona prawdopodobnie do czasu zebrania się nowego rządu. Do wyborów parlamentarnych zostało niewiele czasu i żadne dodatkowe posiedzenie Sejmu nie jest planowane.

O ilości zapasów surowców energetycznych na najbliższy sezon grzewczy możemy być spokojni. Z poznaniem szczegółów dotyczących zarówno cen prądu, powołania NABE jak i ewentualnych form wsparcia w kontekście energetyki pozostaje nam jednak cierpliwie czekać na „po wyborach”.


Anna Pawłowska-Kawa

Absolwentka Politechniki Świętokrzyskiej kierunków Zarządzanie i Inżyniera Produkcji oraz Mechanika i Budowa Maszyn. Specjalistka z branży ekologicznych urządzeń grzewczych. Zwolenniczka systemowego i zrównoważonego podejścia do zagadnienia transformacji energetycznej.

Powiązane artykuły

energetyka wiatrowa

Sektor wiatrowy ma pomysł na repolonizację

W Świnoujściu, podczas Europejskiego Forum Nowych Idei (EFNI), premier Donald Tusk symbolicznie „położył biało-czerwoną flagę na polskiej gospodarce”. To nie tylko gest polityczny, ale deklaracja końca „naiwnej globalizacji” i początek nowego rozdziału – odbudowy narodowego przemysłu. Ważnym elementem tej strategii…

Opublikowany: Szacowany czas czytania: 3 minuty
list pompy ciepła

Polska branża pomp ciepła apeluje o repolonizację technologii i nową politykę przemysłową. Galmet pisze do Premiera Tuska

Po deklaracji Premiera Donalda Tuska o konieczności repolonizacji kluczowych sektorów gospodarki, pojawił się pierwszy wyraźny głos poparcia ze strony polskiego przemysłu. Prezes firmy Galmet – największego polskiego producenta pomp ciepła i zasobników ciepłej wody – wystosował list otwarty do szefa…

Opublikowany: Szacowany czas czytania: 3 minuty